Długo dosyć mnie nie tu było ale musiałem psiakrew znaleźć troche czasu żeby se pobuszować w kwiatkach, porozmyślać i wylinieć w spokoju. No i wyliniałem. Na ten nowy rok. Po za tym głos mi odebrało. Pierwszy raz zaniemówiłem zaraz po ludzkiej wigilii. I nie dlatego że podobno po wigilii to wszyskiemu zwierzu zwygle głos odbiera tylko dlatego żeśmy sie pożali z podpalanymi sąsiadami o sąsiedzki savoir-vivre. Aż trzeba było zawiadomić NYPD. Ale to nie temat na mojego "blogaska" że tak się wyraże... No, drugi raz zaniemówiłem jak mnie państwo wykąpało z okazji nowego roku... dalej nie wiem co mam o tym INCYDENCIE myśleć... chyba chcieli sobie zażartować ze mnie... może lepiej będzie jak spuśćimy na to zasłonę milczenia... A już kompletnie mnie zatkało jak państwo przywiozło parę dni temu do naszego domu diabła. Prawdziwego Borutę. Ma ci on na imie Devon (nie wiem czemu nie "Demon") i jest czarnym regularnym daszchaudem. Nie usiedzi ci to na miejscu jak normalny pies tylko lata tam i z powrotem jak z przysłowiowym piórem a ja spać nie moge. Siły ma tyle co czterdziestu Badzielców razem wziętych ale mimo to i tak parę razy juz go dziabłem w kufe jak się za bardzo spoufalił... Jakiś czas ma z nami pozostać bo jego państwo pojechało sobie na Hałaje (żeby odpocząć od niego chyba). No cóż... jakoś to będzie...
Wkrótce wiecej informacji z piekła rodem!