Wychodziliśmy wczoraj rano z Tomkiem do studia po ślicznych betonowych schodach kiedy nagle, ni stąd ni z owąd, gdzieś miedzy drugim i trzecim piętrem wycedził ci on z ust niemrawo:
- Czy Ty w ogóle jesteś Badzielec szczęśliwy...?
Przy tym nawet na mnie nie spojrzał i nie oczekiwał chyba na odpowiedź bo kontynuował swoją odwieczną wędrówkę wodząc mętnym wzrokiem po poręczy. A mnie ćwieka wbił i z tym zostawił. Muszę przyznać że mnie aż zatkało w gardle. A i z tyłu poczułem równiez że mnie troche zwiera. Cały dzień potem leżakowałem to i miałem sporo czasu na psiemyślenia. Psie myśli kłębiły mi się we łbie jak brudne gacię kłębią się podczas prania we Frani.
Analizowałem, argumentowałem, wyciągałem wnioski używając wszystkich ośmiu połaczeń neuronowych jakie posiadam - moje syna-psy rozgrzały się do czerwoności... Informacje w moim systemie nerwomym posuszały się z niewiarygodną szybkoscią na poziomie 8MHz (z szybkościa jaką oferował we wczesnych latach 80'tych procesor Intel-286)...
Kiedy tak mozolnie, pod kocykiem, probowalem znaleźć odpowiedź na dręczące mnie pytanie prawie nie zauważyłem kiedy Tomek podrzucił mi pod nos kawałek Radamera. Odpowiedź przyszła natychmiest: TAK, JESTEM SZCZĘŚLIWY.