Saturday, January 24, 2015

Yes, that's me.

Saturday, November 14, 2009

Rzycie pszelazuo...

No cusz... morda mi posiwiaua, dugo nie kontraktowauem sieu sblogaskiem. Rzycie pszelazuo najśmielsze oczekiwania wieuc trzeba sieu dostosować do nurtu wydarzeń. Poprosiłem Tomka rzeby coś fkońcu tu szrajbnou coby sieu czytelnicy nie poobrarzali do końca i nie skończyli skakajouc smostu do rzek ku zatraceniu. Co u mnie? norma: rano lizanko zatka, potem mie Tomek karmi kukukłczymi jajami co mu jusz zbrzydły (gorgonzole dla siebie zostawia nie wiedzieć czemu....) Poczciwy ten muj chuop ale se wymyślił że beudzie latał i lata. Jak s piurem lata. Ja tesz latam alle tylko do mojego pryvatnego toaleta na BP. Nie beudeu sieu dziś rospisywał bo coś mieu mierzi jeszcze... Byćcie cierpliwi.

Obudzilem sie chyba...


...na tomkowej witce.

Saturday, January 10, 2009

El Potrero Chico

Wój Miron pospołu z ciocią Agnieszką wywieźli mnie w formie duplikatu do El Potrero Chico, Hidalgo, Nuevo Leon, Mexico gdzie z zapałem oddawali sie ryzykownym, niebezpiecznym czynnościom na kamiennych powierzchniach usytuowanych w krajobrazie wertykalnie. Jedynym plusem tych wydarzeń były dodatnie temperatury. W zasadzie to nie wiem czy mój duplikat przeżył tę przygodę bo jeszcze go nie zwrócili do magazynu duplikatów co mnie bardzo martwi...
Pozdrawiam i z niecierpliwością oczekuję zwrotu.
Dziękuję za udostępnienie dagerotypów.


Miejscowa zwierzyna pozwala sobie na obwąchiwanie mnie...


Miejscowa ludność zgodziła się mnie przytrzymać ale nawet się nie odwróciła do zdjęcia...


Friday, December 12, 2008

West Virginia (suplement)

Pozwólcie że powrócę na chwilkę do ostatniego pobytu w West Virginia albowiem jeden z moich wujów podesłał nam wczoraj fotografie terenowe na którychż to poruszamy się wertykalnie po drabince alu-drzewnej w celu zajęcia kluczowych stanowisk w terenie wspinaczkowym. Z załączonego obrazka i wyrazu mojej twarzy jasno da się wykoncypować że w tego rodzaju terenie nie mam problemów ani z wysokością ani też z Jego Wysokością...

Saturday, December 06, 2008

66 i pół tysiąca Badzielców.

Dziś wyjątkowo nie o mnie... ;-)

Na wstępie jednak, to chciałem złożyć oświadczenie i publicznie z tego miejsca przeprosić Ciocię Misię i Wuja Dobiesława za to że dnia Listopada 22-go bieżącego roku oddałem mocz w ich przedpokoju. Ale pewnie tak by się nie stało gdyby mój Sz.P. parę miesięcy temu nie dostał precla na mózgu i nie wymyślił se że na wzór i podobieństwo nieszczęsnego Pheidippidesa przebiegnie maraton. Co ostatecznie właśnie zrobił (z tym że w przeciwieństwie do swojego poprzednika przeżył tę przygdę). A mnie na czas ostatecznego biegu zostawił u wójowstwa i stało się...

Katował sie treningiem tak ze trzy miesiące biedak. Zaczą się zdrowiej odżywiać (sic.!) więc zmarniał i wychódł mi na źbło. Szorując butami pobliskie i odleglejsze nawierzchnie asfaltowe spalał bez potrzeby spożyte kalorie przyczyniając się do globalnego ocieplenia. Same straty.

Z Philadelphi wrócił na dwóch nogach ale coś mi się wydawało że wolałby na czterech. Przebiegł za jednym zamachem odległość 66,448.82 Badzielców mylnie przez niektórych interpretowaną jako 26.2 mil czy też 42.2 km. Po co to zrobił? Nie wiem. Ale wspominał o jakiejś intencję więc może trzeba było. Na dodatek przed biegiem przypiął se do piersi mój duplikacik tak że ostatecznie wybaczam mu to karygodne sportowe przedsięwzięcie. W nagrodę dostał medal, kawałek zadrukowanej folii i precel z musztardą. Z mojego punktu widzenia to bardzo niewiele więc wydaje mi się że gra nie warta była świeczki. Ja bym na to nie poszedł. Myśle że 66,448.82 parówek byłoby odpowiedniejszą rekompensatą.

Acha, twierdzi ze to jeszcze nie koniec...

Czuwajcie w spokoju.


Monday, October 20, 2008

West Virginia

Trochę mnie nie było ale już jestem.
To tak - tydzień temu, Oni, zgodnie z jakąś niepisaną świecką tradycją, wyciągnęli mnie do New River w West Virginia gdzie Oni, z zapałem oddawali się uprawianiu niebezpiecznych dla zdrowia i życia zajeć: a to wspinaniu - wertykalnie i czasem jeszcze bardziej, a to zjeżdżaniu z dużą szybkoscia na rowerze po niepewnym gruncie w gęstym lesie i tym razem, sezonowo, długodystansowym biegiem po autostradzie na piechotę...
A nie lepiej od razu rzucić się z którgoś z mostów do rzeki ? New York oferuje całą gamę wszelkiej maści budowli stworzonych do tego celu - po co więc tłuc się samochodem 9 godzin w jedną stronę i tam próbować się uszkodzić ? Nie da się prześwietlić ludzkiego rozumu...
Państwo wróciło z rzeczonej WV z letka poobijane i kulejące ale żyjące na szczęście.
Ja unikałem niebezpieczeństw przysypiając pod nagrzaną skałą czego i wszelkiemu Państwu życzę. Do usłyszenia.
B.