Friday, December 12, 2008

West Virginia (suplement)

Pozwólcie że powrócę na chwilkę do ostatniego pobytu w West Virginia albowiem jeden z moich wujów podesłał nam wczoraj fotografie terenowe na którychż to poruszamy się wertykalnie po drabince alu-drzewnej w celu zajęcia kluczowych stanowisk w terenie wspinaczkowym. Z załączonego obrazka i wyrazu mojej twarzy jasno da się wykoncypować że w tego rodzaju terenie nie mam problemów ani z wysokością ani też z Jego Wysokością...

Saturday, December 06, 2008

66 i pół tysiąca Badzielców.

Dziś wyjątkowo nie o mnie... ;-)

Na wstępie jednak, to chciałem złożyć oświadczenie i publicznie z tego miejsca przeprosić Ciocię Misię i Wuja Dobiesława za to że dnia Listopada 22-go bieżącego roku oddałem mocz w ich przedpokoju. Ale pewnie tak by się nie stało gdyby mój Sz.P. parę miesięcy temu nie dostał precla na mózgu i nie wymyślił se że na wzór i podobieństwo nieszczęsnego Pheidippidesa przebiegnie maraton. Co ostatecznie właśnie zrobił (z tym że w przeciwieństwie do swojego poprzednika przeżył tę przygdę). A mnie na czas ostatecznego biegu zostawił u wójowstwa i stało się...

Katował sie treningiem tak ze trzy miesiące biedak. Zaczą się zdrowiej odżywiać (sic.!) więc zmarniał i wychódł mi na źbło. Szorując butami pobliskie i odleglejsze nawierzchnie asfaltowe spalał bez potrzeby spożyte kalorie przyczyniając się do globalnego ocieplenia. Same straty.

Z Philadelphi wrócił na dwóch nogach ale coś mi się wydawało że wolałby na czterech. Przebiegł za jednym zamachem odległość 66,448.82 Badzielców mylnie przez niektórych interpretowaną jako 26.2 mil czy też 42.2 km. Po co to zrobił? Nie wiem. Ale wspominał o jakiejś intencję więc może trzeba było. Na dodatek przed biegiem przypiął se do piersi mój duplikacik tak że ostatecznie wybaczam mu to karygodne sportowe przedsięwzięcie. W nagrodę dostał medal, kawałek zadrukowanej folii i precel z musztardą. Z mojego punktu widzenia to bardzo niewiele więc wydaje mi się że gra nie warta była świeczki. Ja bym na to nie poszedł. Myśle że 66,448.82 parówek byłoby odpowiedniejszą rekompensatą.

Acha, twierdzi ze to jeszcze nie koniec...

Czuwajcie w spokoju.


Monday, October 20, 2008

West Virginia

Trochę mnie nie było ale już jestem.
To tak - tydzień temu, Oni, zgodnie z jakąś niepisaną świecką tradycją, wyciągnęli mnie do New River w West Virginia gdzie Oni, z zapałem oddawali się uprawianiu niebezpiecznych dla zdrowia i życia zajeć: a to wspinaniu - wertykalnie i czasem jeszcze bardziej, a to zjeżdżaniu z dużą szybkoscia na rowerze po niepewnym gruncie w gęstym lesie i tym razem, sezonowo, długodystansowym biegiem po autostradzie na piechotę...
A nie lepiej od razu rzucić się z którgoś z mostów do rzeki ? New York oferuje całą gamę wszelkiej maści budowli stworzonych do tego celu - po co więc tłuc się samochodem 9 godzin w jedną stronę i tam próbować się uszkodzić ? Nie da się prześwietlić ludzkiego rozumu...
Państwo wróciło z rzeczonej WV z letka poobijane i kulejące ale żyjące na szczęście.
Ja unikałem niebezpieczeństw przysypiając pod nagrzaną skałą czego i wszelkiemu Państwu życzę. Do usłyszenia.
B.



Friday, September 12, 2008

Pakistan

Hadisy, Sekcja X, III. Psom wstęp zabroniony "Aniołowie nie wstąpią do domu, jeżeli znajduje się w nim pies" (t. IV nr 539). "Miłośnicy psów nie będą dobrymi muzułmaninami." (t. IV nr 540)...

Wój Miron wylądował w Pakistanie z moim duplikatem pod pachą. I coś tak się zdaje ze byłem jedynym psem naówczas na obszarze tegoż kraju. Zwłaszcza jako duplikat. Prawie trzeba było się ze mną ukrywać bo pies według "miejscowych" wierzeń to stworzenie nieczyste. Ale trudno - jaki kraj taki obyczaj. Najważniejsze że dotarlismy na lodowiec Baltoro i byłem pod Trango które to było podczas tego spacerku rekonesansowane. Widzieliśmy też Nanga Parbat a K2 sie nie udało. Następnym razem.
Głowa mnie boli to nie będe się tu zbytnio na temat Pakistanu rozpisywał bo co ja tam wiem... Co wam jednak powiem to wam powiem: widzieliśmy już sporo ale nic i nigdzie nie przebije kolorytu lokalnej motoryzacji...


Na spacerku

Rzeczona motoryzacja

Ponizej lodowca Baltoro

Cathedrals, Karakorum

Baltoro

Nanga Parbat

Trango Tower

Dam znać jak pojawi sie gdzieś wiecej zdjęć z tego spacerku.

Thursday, August 14, 2008

Puzel

Dzis coś dla stworzeń o mocnych nerwach... Jak kto to ułozy to w nagrode może sobie kupić parówke.
(Na obrazku dowód iż starannie przygotowywałem się do zmagań Olimpijskich w ginastyce artystycznej ogona - cóż, do CHRL nie pojechałem ze względu na skomplikowaną sytuację geopolityczną - ale za to pojechałem gdzie indziej - myślę że może być tam ciekawiej...)

Tuesday, August 12, 2008

Buty 2

...nawiązując do poprzedniego posta o pilnowaniu butów pod ścianą to muszę przyznać że dobrze na tym pilnowaniu wyszedłem. Na mglistym horyzoncie cliff-u pojawiła się nowa kandydatka do pilnowania butów przez następny miesiąc lub dwa - Asia.
Czuwaj.

Friday, August 01, 2008

Buty

Oczywiście CI wiszą na skale... Naiwnie myślą że będe im butów pilnował... Ide spać.

Wednesday, July 23, 2008

Odwiedziny

Pojechalimy się nawietrzyć na łono natury ze miasta. Ja jak zacząłem hasać w sobotę po południu to zaprzestałem czynności w niedzielny wieczór. I tak mi już zostało. Doznałem zakwasów w kończynach i dziś trzeba było mnie ze schodów znosic bo se rady nie dałem...

Odwiedziliśmy przy okazji i nakarmiliśmy bananem i innymi pysznościami kolegę Buddhe...


...kolegę kameleona Tsingi...

...kolegę węża leucistica Lune, (tutaj właśnie pałaszuje myszę)
(a jeżeli mój blog czytają jakiekolwiek myszy to z góry przepraszam za to zdjęcie...)

...popiskujące karaluchy z Madagaskaru (Madagascar hissing cockroaches)
(może na zdjęciu koleżkowie nie wyglądają zbyt imponująco ale tak z 8 do 10 cm mają od łebka do odwłoczka...)


...oraz inne muchy, komary, jelenie, sarny, jerzyny, maliny, rozliczne ptactwo i rodzinę raccoons.
Czego i wam wszystkim serdecznie życzymy.

Friday, July 18, 2008

KAGANIEC...

Nie uwierzycie...
Ja też na początku nie uwierzyłem. Kaganiec mi kupił...........
Miałem go za przyjaciela a tu wyszło szydło z worka. Tłumaczył się że będzie potrzebny w czasie obcinania moich krogulczych pazurów (może chyba tylko po to żebym se ich sam wcześniej nie obgryzł?) I po co mi ten kaganiec, dumałem? No, na ten przykład, jak moja paniusia pogwizdując piłuje swoje paznokcie to raczej robi to bez kagańca. To czemu ja? Bo jestem niższy? No i tak myślałem sobie że to akcesorio do niczego się nie przyda aż do czasu kiedy doszło do omawianego zabiegu... Doznałem oświecenia - tak naprawdę kaganiec był potrzebny nie mnie ale ekipie obcinającej. Nie miał chronić mnie, tylko ich. I ochronił. Przed niechybną wizytą u chirurga naczyniowego. Oj nie podobało mi się to. Nie podobałooo. Gdyby nie ten kaganiec... - cienko ich widzę wszystkich na kupie. Ale obcięli. I nawet przyznam że trochę lepiej się z tym czuję. Coś przebąkuja że za tydzień powtórka bo takie długaski jakie posiadam to trzeba po trochę...
Muszę tu wspomnieć że Tomek od dłuszego już czasu próbował swoich sił w tej dyscyplinie. Niestety bez rezultatów. Zakupił nawet kiedyś małą elektryczną szlifierkę specjalnie przeznaczoną do obcinania psich paznokci ale nie udało mu się z nią nawet zbliżyć do mnie. Teraz se nią szlifuje jakies deseczki czy coś... Z tego co pamiętam (a pamiętam słabo bo byłem natenczas uśpiony) to ostatni raz pazury mi odkrawał weterynarz. Uśpił też przy okazji czujność państwa i oskubał ich wtenczas do gółej skórki.
Ale jak to mówią: "Miłość Ci wszystko wybaczy..."
Pa.

Tuesday, July 15, 2008

Stolczyki...

Ku uciesze gawiedzi zacząłem regularnie produkować zwarte, ukształtowane stolczyki. Piękne jak storczyki. Tomek twierdzi że o zapachu fijołków... Dużą część lodówki wypełnia zdrowa, dietetyczna strawa przygotowana specjalnie dla mnie. Na nic nie mogę narzekać. Chuchają na mnie i dmuchają jak na zbyt ciepłą cherbatkę. A bywało różnie. W trudniejszych dla mnie chwilach nie obeszło się bez kremowania mego zadka kremem Bambino... Muszę przyznać że wymagało to nie lada poświęcenia i odwagi ze strony mojego humana - a zwłaszcza od jego palca wskazującego. Ale czegóż się nie robi z miłości...
Wydaje się że funkcje trzusteczki sie ustabilizowaly. Przybyło mi nawet trochę ciała w okolicach podwozia. Chyba nadszedł czas powrotu do normalnego żywota. Dość już użalania się nad sobą - pora zająć się ponownie szeroko pojętymi głupotami, filozofią oraz rozwi
ązać kilka problemów z zakresu energetyki jądrowej.
Pozdrawiam.

Monday, June 30, 2008

Dirty Jobs

Tomek pada zemdlony po kolejnej interwencji zdrapywania kupki z dywanu.
Proponuję uczcić jego los minutą ciszy...
Następną obiecał zebrać Mike Rowe a Discovery channel ma to udokumentować.

Monday, June 16, 2008

Alaska 2008

No dobra, dajmy se troche odsapnąć płucem i zapomnijmy na chwile o szpitalach, chorobach i kroplówkach. Tak się składa, że w czasie gdy mnie pancreatitis zaczął składać, to mój duplikat rozkładał się i składał jak mógł na na Ruth Glacier w okolicach Moose's Tooth na Alasce. Ja, jako pełnoprawny, kartonowo-poliuretanowy członek wyprawy (był jeszcze ponoć jakiś pluszowy miś, ale opuśćmy na ten fakt zasłonę milczenia...) wraz z Asia i trójką wspinaczy zdobylimy na piechotę Mt. Barrille oraz West Summit of Moose's Tooth. W czasie wyprawy jako duplikat doznałem rozmemłania ogona. No ale warunki były niełatwe. Poniżej kilka pamiątkowych dagerotypów wykonanych przez członków grupy spacerowej. Jak się sprawy unormują Państwo wrzucą więcej zdjęć z komentarzami do sieci o czym niechybnie poinformuję.
Czuwaj.

Ja z mamunią na szczycie Moose's Tooth (west summit) Wkrótce doznam rzeczonego rozmemłania ogona.

Mt. Barrille & West Ridge of Moose's Tooth


Tu baza, tu baza...

Romantyczność...

Dają tam, dają...!

Asia prowadzi spacerek.

Na szczycie Mt. Barrille's

Seraki

Sczęśliwy powrót

A jak to Alasce to nie obejdzie się bez łosia. Jak widać budzielce żyją tam z nimi w przyjaźni co mnie bardzo cieszy...

Thursday, June 12, 2008

Pancreatitis - zapalenie trzustki

Nareszcie w domu.
Trzy dni spedziłem w szpitalu. Nie polecam nikomu - no chyba że ktoś jest lekarzem... Zdiagnozowano mi zapalenie trzustki z czego za bardzo się nie cieszę... czuję się jako tako... W szpitalu nafaszerowali mnie lekarstwami, podłączyli do kroplówkit i pomimo że troszkę mnie podleczyli to wciąż robie przodem i tyłem. No, przodem na szczęście już mniej. Jem tyle co kot napłakał. Prawie nic, więc ciężko we mnie wmusić lekarstwa. Na szczęście państwo stara się jak może to wczoraj i dzisiaj zjadłem co tam trzeba. Nie czuje się dobrze. Nie mogę chodzić po schodach bo mnie jeszcze boli brzuszek dodatkowo a są jeszcze inne nieprzyjemne dolegliwości których nie będę publicznie opisywał. Obiecano że po kilku dniach mi się polepszy ale jeżeli to jest przewlekłe zapalenie to zobaczymy... Na razie głownie odpoczywam. I niech tak zostanie. Nie bardzo wiemy skąd się ta choroba u mnie wzięła. Przyczyny nie są do końca ustalone ale sprzyja jej powstawaniu otyłość, dieta wysokotłuszczowa (raczej mnie nie dotyczy) jak również szereg skomplikowanych procesów wewnętrzych (to chyba te skomplikowane procesy wewnętrzne mnie załatwiły...)
Chciałbym podziękować wszystkim którzy dobrze mi życzyli i od których usłyszałem ciepłe słowa otuchy. Bardzo pomogły mnie a już szczególnie mojemu Państwu w tych trudnych dla nas chwilach. Miejmy nadzieje że mi się dzieki temu jeszcze troszkę polepszy.
Badzielec, Tomek i Asia
Więcej informacji dla kolegów i koleżanków psów o chorobie: Artykul

Wednesday, June 11, 2008

Odwiedziny


Moj human oczywiście nie mógł się powstrzymać nawet w szpitalu od zrobienia kilku niepowtarzalnych ujęć... chyba tylko po to żeby was wzruszyć do łez... ech...

Tuesday, June 03, 2008

Grzywka...

Niektórzy moczą mi głowę żebym więcej pisał... ech... myślą że to takie proste... ja się źle czuje troszkę ostatnio... może z tęsknoty za Panią... a może to coś od żołądka... Z tego moczenia głowy tylko grzywka mi się zmierzwiła.

Friday, May 30, 2008

Namiocik

Taki tam namiocik... Żaden hi-tech ale jak dla mnie może być... Odciąć się w nim mogę od otaczającej mnie rzeczywistości i spokojnie śnić o wyrobach garmażeryjnych. Na dodatek nierzadko zdarza się że dzięki uprzejmości kilku przedstawicieli plemienia ludzkiego moje senne marzenia się spęłniają... Więc śnię ile tylko moge.
Pozdrawiam

Sunday, May 25, 2008

Żebranie

Z żebrania zawsze miałem pieć z plusem. Już w przedszkolu i podstawówce za garść chipsów prowadziłem kursy uzupełniajace dla co bardziej ocieżałych umysłów. Maturę też zdawałem z żebraniny a nie jak inni z wiedzy o kościach czy tłuszczach... Potem poszło juz gładko - studia z proszenia i maślanych oczu oraz magisterium z nieingerencyjnych systemów wymuszania (w czasie studiów brałem również czynny udział w życiu sportowym uczelni i zdobywałem wielokrotnie trofea w rozlicznych konkurencjach: a to w machaniu łapkami na siedząco, a to w skoku wzwyż na tylnych nogach ku krawędzi stołu, czy też w klasycznej już dyscyplinie - bezruchowym siedzeniu w kuchni na wytrzymałość...)
Obecnie, w nielicznych wolnych chwilach jakie posiadam uzupełniam swój wywód doktorski z zakresu ewolucji technik żebrania w późnym średniowieczu w centralnej Europie w kontekście zwyżkujących naówczas cen sadła, kiszki i wieprzowiny, także rozprzestrzeniającego się morowego powietrza oraz szeroko rozumianego kryzysu zaufania w moce piekielne.
Mało czasu, mało czasu...

Thursday, May 22, 2008

Nakryty...

Psiakref, nie udało się... No, znowu mnie wyśledzili... A myślałem że samowyszkoliłem się w technice kamuflażu wystarczająco dobrze...
Pani poleciała tym razem na Alaskę z całym zestawem sznurków i żelastwa które ma w posiadaniu aby pomarznąć na lodowcu i powspinać się na Moose's Tooth. I dobrze. A mnie oczywiście nawet się nie spytali czy bym nie pojechał. Wziąłem więc sprawy we własne łapy i jak
nielegalny imigrant wgrzebałem sie do jednej z jej licznych toreb. Kawałek mordy wystawilem jednak na widok publiczny i jak już wspomniałem - dałem się złapać jak szczeniak... Na otarcie łez przynajmniej moj duplikat pojechał ...
Hmm... będę musiał intensywniej poćwiczyc. W kołderce...

Thursday, May 15, 2008

Tuesday, May 13, 2008

Monterrey

Na moim blogasku jakieś filozofie a ja w międzyczasie obleciałem z Pancią do Mexico i z powrotem. Służbowo. Nie zrobili mi zdjęcia z El Presidente de los Estados Unidos Mexicanos tylko z kawałkiem bambusa ale... lepszy rydz niż nic...
Buenas noches.

Wednesday, May 07, 2008

Filozofia na schodach.

Wychodziliśmy wczoraj rano z Tomkiem do studia po ślicznych betonowych schodach kiedy nagle, ni stąd ni z owąd, gdzieś miedzy drugim i trzecim piętrem wycedził ci on z ust niemrawo:
- Czy Ty w ogóle jesteś Badzielec szczęśliwy...?
Przy tym nawet na mnie nie spojrzał i nie oczekiwał chyba na odpowiedź bo kontynuował swoją odwieczną wędrówkę wodząc mętnym wzrokiem po poręczy. A mnie ćwieka wbił i z tym zostawił. Muszę przyznać że mnie aż zatkało w gardle. A i z tyłu poczułem równiez że mnie troche zwiera. Cały dzień potem leżakowałem to i miałem sporo czasu na psiemyślenia. Psie myśli kłębiły mi się we łbie jak brudne gacię kłębią się podczas prania we Frani.
Analizowałem, argumentowałem, wyciągałem wnioski używając wszystkich ośmiu połaczeń neuronowych jakie posiadam - moje syna-psy rozgrzały się do czerwoności... Informacje w moim systemie nerwomym posuszały się z niewiarygodną szybkoscią na poziomie 8MHz (z szybkościa jaką oferował we wczesnych latach 80'tych procesor Intel-286)...
Kiedy tak mozolnie, pod kocykiem, probowalem znaleźć odpowiedź na dręczące mnie pytanie prawie nie zauważyłem kiedy Tomek podrzucił mi pod nos kawałek Radamera. Odpowiedź przyszła natychmiest: TAK, JESTEM SZCZĘŚLIWY.

Wednesday, April 30, 2008

Psiemyślenia na temat diety organicznej

Tak sobie czasem myślę i przychodzą mi do głowy wtedy jak sobie myślę takie różne psie myśli. Innymi słowy psiemyślenia... Na przykład ostatnio przyszła mi taka myśl że ludzie, nie wiedzieć czemu, przejawiają ogromną zawziętość i pomysłowość w zakresie tzw. zdrowych diet. Kiedyś chyba nie przywiązywali do tego zagadnienia aż tak dużej wagi... Wyszukuja albo wymyślają przeróżne niedorzeczne według mnie sposoby odżywiania. W swojej niewiedzy faszerują organizmy zupełnie niepotrzebnymi dla nich substancjami. Niektórzy używają szczypiorka, aruguli i rzepki jako podstawowych składników odżywczych!!! Co bardziej zawzięci (na wlasne oczy widzialem) mielą trawę i popijaja z podejrzaną rozkoszą to co tam z niej wycisną... Zauwazyłem że wszyscy, hurtowo jako jeden mąż, błędnie interpretują pojęcie diety opartej na organicznych produktach spożywczych. Niby wszyscy tacy wysocy, inteligentni i piękni a tu okazuje się że mają kisiel we łbach... Gadają o tym bez ustanku, pisza na ten temat tzw. książki a ponoć i organizuja nawet kluby anonimowych dietetyków... Nikomu jednak z tych mądrali nie przyszło do głowy aby zwrócić się do mnie jako eksperta w tej dziedzinie o pomoc w wyjśnieniu meritum tego zagadnienia. A to dziecinnie proste! Pozwolę sobie uchylić rąbka tajemnicy na ten temat bo osobiście stosuje dietę organiczną od bardzo dawna. Najważniejszą więc rzeczną w diecie organicznej jest dobór odpowiednich organów. Zamiast wydawać majątek na podejrzanego pochodzenia szczaw i szpinak nalezy udać się do najbliższej masarni i dokonać właściwego wyboru miedzy oraganami drobiowymi, wieprzowymi lub cielęcymi (ja osobiście nie pogardzę żadnymi...)
Wot - cała filozofia...
Dobranoc Państwu

Saturday, April 26, 2008

Xsiążę na ziarnku grochu

Jak mam do wyboru położyć się na parkiecie albo na dwudziestowarstwowej kupce moroccans to wybieram zwykle tą drugą opcję.
I niech wam się nie wydaje że to moja wina - to wina wychowania. Czyli mojego Państwa wina...
(A tak a'propo to mogliby tą klepkę w parkiecie poprawić co mnie nawet teraz w zadek razi...)
B.

Saturday, April 19, 2008

Wspinanie 2

WSPINANIE MOŻE BYĆ PRZYCZYNĄ WIELU GROŹNYCH CHORÓB
Dziś wyjatkowo nie o mnie.
Pani wróciła z kilkunastodniowego wspinania. Strupów przywiozła dużo i różnych. Większość strupów jednak jeszcze się nie ukształtowała - rany wciąż krwawią więc będę musiał troszkę poczekać na ucztę... Oprócz tego Tomek natychmiast wysłał ją do lekarza który to zaaplikował jej dodatkowo plastikową skarpetkę żeby jej się noga nie rozsypała... Zdjęć nie zamieszczam bo to nie blog chirurgiczny.
No moze jedno - ale troszkę starsze i mniej drastyczne...
Darz bór.

Monday, April 14, 2008

Strup

Sporo ostatnio kopałem nosem wskutek czego doznałem pewnych obrażeń na kufie. Strupa oczywiście planowałem zjeść ale gdzieś mi się stracił... psiakrew...

Thursday, April 10, 2008

Bedzie spacerek !!!

Ziemie odzyskane !!! Bedzie sikanko !!! Dla mojego chyba bezpieczenstwa zainstalowano na koncu kolorowa, przyjemna dla oka barierke...

Kierunek jest wiec sluszny.

Ulice oznaczono nawiazujacym do ostatnich wydarzen znakiem...

Monday, April 07, 2008

Nie bedzie spacerku...

Nie będzie dziś spacerku pod moim drzewem. Dziś i przez następne kilka dni jak sądze. Obecnie, miejsce w ktorym codziennie w samotności spokojnie sobie sikam i robię kupke jest okupowane przez NYPD, NYFD and TV. Brakuje tylko US Army. I to nie z mojego powodu jak można by nieskromnie sądzić... tylko za sprawą samochodu z truposzem wyłowionego dziś bardzo wczesnym rankiem z kanału który spokojnie przepływa tuż za moim drzewem... Już rano, jak jechalismy sobie do studia ktore znajduje się nieopodal to wiedzieliśmy ze coś się świeci bo dwa helikoptery centralne wisiały nad moim drzewem. No i później wszystko sie wyjasniło. Będziemy musieli na okres śledztwa znaleźć inne miejsce na spacerki... Takie życie. Dla niektórych do życi. Pozdrawiam.

Moje drzewo (zaznaczone strzalka) zostalo otoczone przez NY Police i inne sily zbrojne.