Nie widziałem /Kentucky/
Wywieźli mnie i siebie moje państwo szanowne do Kentucky. Na 5 dni. 14 godzin w tam i 14 godzin w z powrotem. Na początku nawet łapy zacierałem - wiadomo - Kentucky. Jednak po kilku dniach wypatrywania nie wypatrzyłem ani jednego fried chickena. Porażka. Co prawda jeden turek poczęstował mnie sporym kawałkiem kury ale była ci ona grilled a nie fried. Nie tego się spodziewałem po tym wyjeździe... Państwo natomiast i Miron i spółka z zapałem oddawali się spacerom wertykalnym z użyciem linki i całej masy przyrządów niewiadomego przeznaczenia (smycz by chyba wystarczyła). Pan ponadto przedzierał się przez lasy z szybkością kazuara chełmiastego na swojej żółtej hulajnodze. Zdumiewające. Wieczorem hurtem przemierzali kilka mil do sąsiedniego county po napoje orzeźwiające gdzie udawali że porozumiewają się z miejscową ludnością. W Kentucky fried chickena nie zobaczyłem i już chyba nie zobaczę. Trudno. Może w przyszłym roku.
Jedno jest pewne - nie będą mnie już nawet na chwilę samego zamykać w namiocie bo jak mnie zamknęli to w ich funkiel nófka nortfejsie wydrapałem z miłości do nich i tęsknoty dwie dziury - jedna z przodu i drugą z tyłu - dla równowagi. Pa.
2 comments:
Ci panstwo byc szaleni zamiast chodzic po poziomej ziemi w nowym yorku chodza po pionowej ziemi w kentaki. A ja jestem wlasnie taki choc nie z kentaki.
Problem w tym że w tych okolicznościach i ja byłem zmuszony poruszać się nie całkiem horyzontalnie a budowa mojej osobistej cielęciny przystosowana jest jednak do poziomu... a tak w ogóle to podoba mi się starozytna teoria płaskiej ziemi...
Pozdrawiam rumunuf.
Post a Comment