Friday, November 30, 2007

Censored

W ostatni weekend, uroczyście odbylo sie tradycyjne, doroczne skanowanie mojego podwozia. Ja osobiście za tym procederem nie przepadam ale znoszę go w imie przyjaźni i szeroko pojetego porozumienia międzygatunkowego...
(Niestety nie możemy udostepnić oryginalnych materiałów ze wzgledu na bardzo rygorystyczne prawo amerykańskie dotyczace publikacji tego typu zdjęć - skany zostaly więc objete wewnetrzną procedurą cenzury)
PS.
"Żadne zwierze nie ucierpiało podczas produkcji tego posta"

Last weekend I was subjected to my annual body scan. To be honest, I’m really not crazy about this procedure but I tolerate it in the name of good will and inter-species camaraderie. (Due to strict governmental guidelines regarding the publication and dissemination of lewd imagery I, quite unfortunately, cannot make the original scans available to you. The scans featured above have been censored)
PS.
"No animals were hurt during production of this blog post"

Monday, November 26, 2007

Stężenie plastiku...

Muszę przyznać że ostatnimi czasy bardzo zasmakowałem w potrawach z plastiku. Polecam polipropylen i polietylen. Inne gatunki tworzyw sztucznych również nadają się do spożycia choć na razie dopiero z nimi eksperymentuje.
Smacznego.

Saturday, November 24, 2007

Stężenie marchewki...

Przyznaję się bez lania że w dniu 11-21-2007 r. późnym wieczorem, cichaczem zżarłem pół półmiska pieczonej marchewki, squasha i red potatoes przygotowanych na thanksgiving przez państwo.
Ale przecież mogli nie zostawiac tych dóbr do ostudzenia poza zasiegiem ich wzroku i na dodatek na wysokosci moich kolan... (to naprawdę niewysoko...) Co nie? Tak że winą za to wydarzenie nie należy obarczać tylko mnie. Nastepnego ranka stężenie marchewki w moim organiźmie przekroczyło punkt krytyczny co objawiło sie wykonaniem dwóch ogromnych pomarańczowych "marchewek" (zeby nie powiedzieć dwóch ogromnych pomarańczowych... ech... zamilczmy już lepiej...)
W celu odwrócenia uwagi ilustruję powyższe przyznanie się do winy zdjęciem z Krakowa.


Dobranoc Państwu.

Tuesday, November 20, 2007

Thursday, November 15, 2007

Rentgen (The X-Ray)

Jak mnie ostatni nowy weterynarz przeskanował rentgenem na okresowych badaniach to najpierw upadł zemdlony na podłoge gabinetu a potem poprosił pielęgniarkę o szybkiego drinka ze spirytusu z woda destylowaną. Dopiero po trzech szklankach doszedł na tyle do siebie że zdołał wyartykułować jakieś niezrozumiałe dźwięki. Najpierw haotycznie zaczął wydzwaniać do znajomych lekarzy ale i tak nikt nie rozumiał jakież to doniosłe wydarzenie pozbawiło go głosu. A jak kazał sekretarce żeby połaczyła go z NASA to Tomek spokojnie zapiał mi obróżkę i opusciliśmy ten dziwny gabinet bez słowa i żalu. Trudno, trzeba bedzie poszukać jakiegoś normalnego lekarza...

Immediately after my new vet took an x-ray of me, he lost consciousness and fell to the floor of the examining room. When he revived, he asked his assistant for a stiff drink made of spirits and distilled water. It took three of these drinks for the vet to begin speaking again, but he still wasn’t speaking coherently. He called a few of his colleagues on the phone but nobody understood the magnitude of the event which had taken place in the examining room that day. When the vet asked his assistant to connect him to NASA, Tomek reached for my collar and put it on my neck. We then slowly left the odd examining room. We are now on a quest to find a more normal vet…

Tuesday, November 13, 2007

Śmigiełko

Normalnie, chojna natura wyposażyła mnie w śmigiełko na łepetynie. I dobrze. Jak mam juz dość wszystkiego odłączam se łepetynę od korpusu, śrupki wtykam pod kocyk (korpusik zresztą też) i unoszę się jak jaki helikopter... a jak okno jest otwarte - fruu na miacho. Polatam se tu i tam, dotlenię fałdy mózgowe poglądam wszystko z góri od razu czuję się lepiej... Najważniejsze żeby mi tylko okna kto nie zamkną bo mogłaby być afera... Jak wrócę - śrupki wkęcę, śierść zaczeszę na szyję i udaje że nic się nie działo... I tak to wygląda.
Acha, tylko cichutko, zeby Tomek się nie dowiedział...

Friday, November 09, 2007

Hair

O swoją sierść chyba dbam najbardziejej troskliwie (porównując z dbaniem o zęby czy paznokcie). Może dlatego, że porasta dużą powierzchnię mojego ciała...? No nic... więc zaczynam od nałożeniana na suchą sierść olejku "Secrets of India" firmy Avon. Po półgodzince myję najpierw Dermeną na wypadanie (moja sierść rośnie po Deremnie o wiele szybciej), potem szamponem pielęgnacyjnym (ulubiony to Oleo-Relax Kerastase). Potem maska regenreująca profesjonalnego L'Oreala albo Masquintense Kerastase. Co drugie mycie nakładam jakaś lżejszą odżywkę np. do sierści żółtej Schwarzkopf Professional. Kiedy sierść jest już podsuszona, nakładam odrobinkę kremu "Chroma Protect" Kerastase - nadaje połysk, likwiduje puszenie, odżywia końcówki. Ostatnio staram się nie używać pianek, lakierów, żeli, i innych stylizatorów - daję sierści od nich odpocząć. Wiem, że gdyby nie te starania to moja sierść wyglądałyby po prostu strasznie...

Na załączonej fotografi przedstawiam moje tzw. "Białe Gniazdo Piersowe" - centralne miejsce z którego na wszystkie strony świata promieniście rozchodzą się moje kłaki...

A jak Wy dbacie o sierść? Może dowiem się czegoś ciekawego...
pozdrawiam

Tuesday, November 06, 2007

Twin Peaks - The True Tale...

Swego czasu, w latach burzliwej młodości, dałem się namówić na występy w kilku serialach telewizyjnych. I to nie w jakichś tam "Plebaniach" czy "M. jak miłość" tylko w poważnych przedsięwzięciach firmowanych przez najwieksze znakomitości kina. Apogeum mojej kariery aktorskiej to rola Jamesa Hurley'a w serialu Twin Peaks Davida Lynch'a (David równy gość - z niejednego sklepu żeśmy ser jedli... ech panie...) Niestety, po protestach Towarzystwa Przyjaciół Zwierząt bidny David musiał wszystkie sceny ze mną powycinać i od nowa kręcić... Ja muszę przyznać że żadne zwierze nie ucierpiało podczas kręcenia filmu. No, moze parę much które udało mi się złapać na planie. Natomiast najbardziej ucierpiał Lynch bo musiał pół filmu od nowa kręcić... Poniżej przedstawiam jedyny zachowany fragment filmu z moim udziałem który uratowałem przed inkwizycyjną siłą rzeczonego Towarzystwa uprowadzając go w zaciśniętych zębach w siną dal...

Friday, November 02, 2007

China 2007

NiHao. Dziś krótki fotoreportaż z krótkiego pobytu w ChRL. Jak zwykle szaro i do zada...





Podziękowania dla wója Mirona za piękne fotografie.
CajDzien.